wtorek, 22 sierpnia 2017




HOME SWEET HOME IN PERU- TRUJILLO




Po dłuższych perypetiach, udało mi się odzyskać zdjęcia, które uważałam za utracone.
W związku z powyższym chcę Wam przedstawić i pokazać moje miejsce w Peru. Już z perspektywy czasu oczywiście.

Zobaczycie bardzo różne oblicza Trujillo. Jak większość tamtejszych metropolii posiada ono ułożone, zadbane i czyste centrum oraz zaniedbane obrzeża. Słowo zaniedbane, to mało powiedziane…

Po kolei.

Gdzie się znajdujemy? Otóż Trujillo mieści się w północno-zachodniej części Peru w regionie la Libertad. Nad Oceanem Spokojnym.

Jak dotrzeć?

Jak najszybciej. Można samolotem, miasto posiada własny port lotniczy. ‘ W pobliżu’ ( niespełna 500 km)znajduje się Lima, której lądowisko co zrozumiałe obsługuje większą ilość lotów, to około 9 godzin autobusem, między stolicą a Trujillo.

Ja dotarłam z Madrytu do Limy liniami Air Europa . Następnie ze stolicy wybrałam autobus Cruz del Sur i tak mi już zostało… O tym jak różnorodne jest podróżowanie w Peruwiańskich środkach lokomocji pisałam tutaj. 




Polka na miejscu.

W autobusie jadąc w nieznane po zmroku ( ciemno jest już o 18, ze względu na bliskość równika) pojawia się delikatna obawa, co będzie na miejscu. Za oknami przesuwają się niemal identyczne małe, kwadratowe, szare i kolorowe budynki. Sterczą z nich metalowe pręty, symbolizujące trwającą wciąż budowę…

Próbuję wyłowić jakieś znaki rozpoznawcze, niemalże bezskutecznie. Na pierwszy rzut oka zabudowa wszędzie wygląda identycznie. O zgrozo.

W oknach i drzwiach często widać kraty. Wszędzie pełno pyłu i często walają się śmieci. Wielokrotnie dają się zauważyć śpiące na chodnikach psy.

Po ulicach przemieszczają się dość dziwne jak na moje oko pojazdy, które trochę przypominają ‘kosmiczne maszyny’. Kolorowe, stare, ze środka słychać głośną muzykę. Ogólnie na ulicy panuje hałas.





Uliczne latarnie oświecają twarze przemieszczających się , niedużego wzrostu Peruwiańczyków. Tylko moja twarz jest biała. Przygodo witaj.

Tak przyjmuje mnie Trujillo. Miasto, które przez trzy miesiące będzie mnie gościć.

Oswajanie się.

-Podczas gdy już przestawiam się na to, ze nie pośpię dłużej niż do 6, bo promienie słońca nie znają umiaru, gdy przyzwyczajam się do tego, że równocześnie ze słońcem na ulice wylegają sprzedawcy ‘tamales*’ i każdy gringo chcąc nie chcąc wie, co ta nazwa znaczy.

-Kiedy chodząc deptakami i obserwując ruch uliczny, próbuję przejść jezdnię ‘bezpiecznie’, tzn. przebiec między pędzącymi samochodami, których kierowcy nie myślą się zatrzymać . Przechodzę. Znów jestem na drugiej stronie bez szwanku. ( oczywiście sygnalizacja świetlna jak najbardziej funkcjonuje w Trujillo).

-Przyzwyczajam się do tej szalonej jazdy, bez stosowania się do przepisów ruchu drogowego. Do kluczenia miedzy innymi pojazdami, trąbienia .  Do jazdy bez wyznaczonych przystanków. Do tego, że wszystko trzeszczy podczas jazdy, że nie ma miejsca( czytaj jest ciasno, w tym wypadku dobrze nie mieć wzrostu modelki), że ktoś cały czas podczas jazdy wystaje na zewnątrz, łowiąc potencjalnych pasażerów. W tym szaleństwie tkwi metoda.






-Gdy idąc ulicą, jadąc autobusem, wchodząc do sklepu czuję na sobie wzrok każdego. Bez różnicy, czy kobiet czy mężczyzn. Przyzwyczajam się do bycia gringo.

-Próbując zjeść coś ‘ z ulicy’, czyli z wózków zaparkowanych tuż przy chodniku. Idąc dalej, jedząc na targu, jedzenie takie samo jak każdy inny ‘lokals’ siedzący obok. Nie pojawiają się problemy żołądkowe. Więcej w tematyce kuchni tutaj.

-Surowa ryba, owoce, chica morada, dulces-słodkości, kto by się do tego nie przyzwyczaił?

-Wsiadając do colectivo mam przygotowane drobne, czyli ‘pasaje’.

-Korzystając z taxi, ustalam i potwierdzam cenę, przed rozpoczęciem kursu.

-Po pewnym czasie przestaje szukać zieleni. Przyzwyczajam się do otaczającej mnie szarości i piachu.

-Ciągłe trąbienie, wszechobecna ( czy to w autobusach, autach, sklepach, na ulicy, płynąca z domów) muzyka Reggaeton –ta kakofonia również nie zakłóca mi spokoju.






-Kiedy wiem, ze zadając pytanie, nie wystarczy raz, trzeba zapytać kolejny i kolejny, aby usłyszeć coś więcej niż ‘si’ tak, ‘no’nie a także ‘no hay problema’ nie ma problemu. Potwierdza się kolejny raz mądrość przysłów ..kto pyta nie błądzi...

-Korzystam z uprzejmości mieszkańców, którzy częściowo chcą pomoc. Przyzwyczajam się do pytań związanych z możliwością osiedlenia się w Peru. Bo przecież każdy Europejczyk jest chodzącą ‘ górą złota’, czyż nie ;-)

-Przemierzam jedną ulicę, następna i kolejna i jak nie było kosza na śmieci tak nadal nie ma. Już nie szukam. Wyrzucę po dotarciu do domu.




-Nie boję się leżących a raczej śpiących psów , które początkowo mijałam z daleka. Wiem, że one nawet oka nie otworzą, aby sprawdzić co dzieje się dookoła nich. I tak leżą całymi dniami pobierając energię słoneczną..

-Kiedy chcę coś załatwić teraz, ewentualnie dziś. Trwa to tydzień. Nie mam do nikogo pretensji. Cieszę się, że już po tygodniu się udało.

Powyższe i wiele innych stało się moją codziennością, która tutaj w Polsce jest raczej czymś co najmniej dziwnym. Dla mnie stała się normą. Oswoiłam się i w zasadzie bardzo szybko poczułam się tam jak u siebie. Prawie…

A po pracy ?

Dobre pytanie. Co tu robić po pracy. Co zwiedzić. Bo oczywiście jest kilka słynnych miejsc/ ruin, które należy zobaczyć będąc w Trujillo. Jakie ? O tym w kolejnym poście. Na którego już teraz zapraszam.






*Tamales- ciasto z mąki kukurydzianej, może być z nadzieniem słonym lub słodkim. Zawinięte w liść kukurydziany lub bananowy. Sprzedawany prosto z ulicy, jako przekąska podczas drogi. Spotyka się Peruwiańczyków wsiadających do autobusu na przystanku aby zaoferować tamales osobom w nim podróżującym. 



Przeczytałaś/eś-  komentarz mile widziany!

Jeśli podobał Ci się ten wpis, podziel się nim na Facebooku!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz