poniedziałek, 6 czerwca 2016


Cena specjalnie dla gringo, czyli kto jest bardziej natarczywy?   
   




Podczas podróży po rajskim Peru, zaobserwowałam dwie rzeczy, o których chcę odrobinę napisać. Pierwsza to dyskryminacja
cenowa. Druga to namolność sprzedawców i turystów. Tak naprawdę podczas każdego istotniejszego etapu podróży po Peru, gringo napotyka zaporę w postaci cen. Wiadomo, że podróżowanie do tanich ekscesów nie należy. Niemniej jednak to co tutaj funkcjonuje, czyli podział cenowy wg. narodowości , jak dla mnie nie jest do przyjęcia. Główny podział cenowy to : turysta zagraniczny (extranjero); turysta krajowy (nacional); oraz turysta lokalny. Nie ma tu podziału (zaznaczam, że chodzi o atrakcje turystyczne) na osoby starsze, młodzież, dzieci. Występuje taryfa studencka. Jedna atrakcja, wrażenia podobne ,ale opłata jest bardzo niesprawiedliwa. Tak np. wstęp do Kanionu Colca, dla mieszkańców Ameryki, to 40 nowych soli. Dla turystów spoza Ameryki cena wzrasta do 80 nowych soli. To samo dotyczy wstępu na Machu Picchu, przejazdu PeruRail, wstępu na termy Aguas Calientes. Na potrzebę wstępu do Kanionu Kolka, moja narodowość została zamieniona na Brazylijską, dzięki czemu udało mi się zapłacić jedyne 40 soli ( połowę ceny).




Kolejna kwestia, która jest dość uciążliwa, to namolność sprzedawców. Najgorzej jest w Cusco. Tutaj ilość sklepów stacjonarnych i ''przenośnych'' jest ogromna. Nachalność sprzedawców, którzy z każdego sklepu nawołują, tak naprawdę przeszkadza w swobodnym poznawaniu miasta. Spacerujesz po pięknej ''starówce'' Cuskeńskiej a z każdej witryny, drzwi słychać: pregunta me(zapytaj mnie); compra me( kup ); de que pais eres ( z jakiego kraju jesteś )? Początek rozmowy sprzedażowej… Często głos staruszek, bo spora część sprzedawców przenośnych to staruszki, jest tak przenikliwy, płaczliwy, jak u małych dzieci, które udając płacz, chcą żeby im coś kupić. Aczkolwiek, to jedna strona medalu. Po drugiej stronie jesteśmy my, turyści zagraniczni, tzw. Gringo. Jesteśmy równie namolni jak i ci sprzedawcy. Tyle, że nasz cel jest inny. Oni chcą sprzedać swój produkt.






My chcemy ''dotknąć'', zobaczyć prawdziwych Indian, zrobić niezwykłe zdjęcia. By następnie móc pochwalić się nimi wśród najbliższych. Jest popyt, więc indianki zakładają swe kolorowe odświętne stroje, pod pachą trzymają młode lamy i spacerują po głównych ulicach większych miast,- chcesz ''prawdziwe'' zdjęcie,- zapłać. Nie chcesz płacić, nie ma zdjęcia. 

W Cusco, Mercado San Pedro, tuż obok drugi mercado, mniej popularny,- przed wejściem mnóstwo kobiet, w kolorowych strojach sprzedaje wszystko,- nie sposób przejść obok obojętnie.. obiektyw aparatu sam się otwiera ..Indianki obniżają sombrera, nie życzą sobie aby je fotografować. Jest to całkiem zrozumiałe. Nie jest to tylko problem Peru. 





Przemysł turystyczny funkcjonuje w najdalszych zakątkach świata. Nie sposób się dziwić, że jesteśmy dla tych ludzi z jednej strony głównym źródłem utrzymania, z drugiej zaś strony jak te mosquitos na Machu Picchu, namolni, uparci i żadne repelenty nie pomagają ;-)



Wyraź swoją opinię, zostawiając komentarz.

Jeśli podobał Ci się ten wpis, podziel się nim na Facebooku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz