Kanadyjski
przypadek. Lekcja o życiu.
Podczas podróży
spotykamy różnych, niezwykłych ludzi. Którzy często pozostają nam na długo w pamięci i odciskają ślad w naszym
wnętrzu.. Gdy byłam w Peru na wolontariacie poznałam rodzinę z Kanady. Choć
minęło już trochę czasu, tak mi oni zaimponowali, że postanowiłam napisać
trochę o nich na blogu.
Pojechać w pojedynkę,
czy nawet w parze na inny kontynent na wolontariat nie jest łatwo. Nie jest też
bardzo trudno. Inaczej sytuacja wygląda, gdy podróżujemy jako rodzina. Tytułowa
familia liczy pięć osób. Rodzice, dwie córki i syn. Dzieciaki ani za małe, ani
za duże. Jednak wystarczająco świadome, aby dostrzegać i rozumieć otoczenie,
komunikować się z nim i ‘’pracować’’.
Pracowaliśmy w
‘’szkole’’- projekcie w bardzo biednej części miasta. Warunki mieszkaniowe i pracownicze
pozostawiały wiele do życzenia. Coś takiego jak Europejskie standardy..hmm o co
chodzi jesteśmy przecież w Ameryce pd.? Pozostając w projekcie przez dłuższy
czas, widząc i poznając coraz lepiej realia naszych podopiecznych, serca dużych
wolontariuszy nieraz były smutne… Co dopiero naszych małych Kanadyjskich
wolontariuszy ?
Może z punktu widzenia
dorosłych, te dzieci nie pomagały. Fakt, nie prowadziły lekcji. Niemniej na
swój sposób pracowały razem z nami. Bawiły się razem ze swoimi rówieśnikami.
Choć pochodzą z innych
państw, dzieli ich ogromna przepaść ekonomiczna. Mają inny kolor skóry i nie
mówią tymi samymi językami,- powstały przyjaźnie. Kolejny raz potwierdza się,
że niewiele trzeba by móc nawiązać relacje, często w trudnych warunkach.
Wystarczą dobre serca. Rodzina była w projekcie miesiąc. Dzieci, jak tylko były
zdrowe uczestniczyły w zajęciach w projekcie razem z rodzicami.
Uśmiechnięte i otwarte
na drugiego bosego małego człowieka. Dla nich nie miało znaczenia to, czy ma on
czyste ubranie i dłonie.. Czy mieszka w wypasionym domu z ogrodem, czy też w
skleconym naprędce baraku z metalowych płyt, do którego żeby wejść trzeba
kroczyć, tonąc w piachu po kostki… Dzieci wspólnie uczyły się, liczyły,
rysowały, grały w piłkę. Dzieliły się między sobą jedzeniem.
Trzeba się wykazać dużą
odwagą i przedsiębiorczością aby zorganizować taki wyjazd. Nie znam wyjątkowo dobrze Kanadyjskich
realiów. Oczywiście porównując je z Polskimi, standardy życia są zupełnie
odmienne. Zapewne też z tego powodu , prędzej można spotkać podróżujące w ten
sposób rodziny choćby z Kanady, aniżeli z naszego kraju.
Jest to wielka szkoda,
że tego typu podróże życia dla Polaków są jeszcze trochę poza zasięgiem. Co
innego uczyć, opowiadać ‘’maluczkim’’ o innych kulturach, często
biedniejszych…co innego móc uczestniczyć i przeżyć na własnej skórze tą
odmienność. Uważam, że wspomniane
Kanadyjskie dzieciaki otrzymały bezcenną lekcję życia. Są na tyle duże, że będą
pamiętać swoich Peruwiańskich rówieśników nawet za kilka dobrych lat..
Myślę, że każdy kto
tylko czuje się na siłach powinien przeżyć z bliskimi taką lekcję… Czasem
dopiero spojrzenie…zza oceanu pozwala dostrzec i docenić dobrobyt Europejski. Bogactwo rodzin. Na co dzień tego
nie widzimy. A to wielka szkoda.
Z pewnością taką lekcję życia odrobię w przyszłości.
Wyraź swoją opinię, zostawiając
komentarz.
Jeśli podobał Ci się ten wpis,
podziel się nim na Facebooku!