poniedziałek, 18 lipca 2016



Targi rozmaitości, przyciągają i odstraszają jednocześnie. Z wizyta na mercados.





W poszukiwaniu owoców, warzyw czy ryb, często chodzę na targ. Nie tylko tu w kraju, ale szczególnie będąc gdzieś odrobinę dalej. Sklep raczej nie zaoferuje tej jakości i świeżości jedzenia co malutki targ.



Najczęściej swe podwoje otwierają już ok. 4, 5 rano, szczególnie targi rybne.. Wszyscy w gwarze uwijają się, rozkładają swe towary, następnie gdy tylko pojawią się pierwsi kupujący, rozpoczyna się głosowa walka o klienta.

‘’Przecież to ja mam najlepsze gambas, -tylko u mnie, zapraszam!’’

Gdziekolwiek jestem, staram się udać na targ aby spróbować kupić najlepsze lokalne specjały. Czasem tylko po to aby poczuć tą żywą atmosferę , grę między kupującym i sprzedającym.

Targi duże i małe, w Europie zazwyczaj bardzo dobrze zorganizowane, uporządkowane. Zachowują standardy czystości, jakości. Czasem, choćby przy La Rambli, La Boqueria, oko cieszy mnóstwo kolorów, owoce, warzywa, słodycze, przyprawy, ryby…Mam wrażenie, ze towar na stoiskach jest poukładany od linijki..




Przyzwyczajona do europejskich standardów, przenoszę się na mercados do ameryki. Zasady działania te same. Targi małe i większe. Niektóre bardziej znane, polecanie częściej niż inne.

Takie targi jak np. Cuzco-Peru, San Pedro, to mercado, który naprawdę ma się czym pochwalić. Duży, przestronny, zorganizowany. Wydzielono tam osobne części, np. gastronomiczną, z odzieżą i wszelkiego rodzaju pamiątkami, z owocami, warzywami, nabiałem etc. Sprawia on wrażenie dość zadbanego. To miejsce, w którym z ochotą kupuję egzotyczne owoce, czy jem obiad wśród lokalnej ludności.

Nie jest tak zawsze.

Poza większymi miastami, czy dużymi targami, występują często mniejsze, targi. Nie są one już tak obfite i różnorodne. Zawierają standardowe artykuły codziennego użytku. Przeważnie ulokowane w biedniejszej części miasta. Co za tym idzie, ceny tam są niższe, a warunki, w jakich towar jest sprzedawany, przechowywany, sprawia, ze ma się ochotę stamtąd szybko uciec. 




Ciekawość.

Oczywiście tego nie robię. Zagłębiam się pomiędzy stoiskami  z mięsem. Przygrzewa słońce, sprzedawcy na straganach, których czystość pozostawia wiele do życzenia, wielkimi tasakami, tną mięso na części. Nie widzę, tutaj zaplecza, chłodni..



Z części mięsnej dość szybko przemieszczam się, w stronę kobiet siedzących wprost na chodniku. Wielkie kapelusze spuszczone na twarze, zasłonięte przed słońcem i ciekawskimi oczami. Sprzedają one świeżo zerwane zioła. Ożywiają się na chwilę, gdy pojawia się szansa sprzedaży.




Dalej stoiska z owocami, ½ towaru to banany. Rodzaje, wielkości, o których w Polsce możemy co najwyżej pomarzyć. Poza nimi, różnorodne owoce, których nazw dotąd wypowiedzieć nie jestem w stanie. Ale smak pamiętam doskonale. Kawałek dalej papas- ziemniaki. To samo. Peru, królestwo ziemniaków. Myślimy sobie w kraju, że te ziemniaczki nasze są. Duży błąd. Proponuje aby wpisać sobie w wyszukiwarce rodzaje ziemniaków w Peru.. wynik będzie naprawdę nieoczekiwany. Ze swoich zdjęć niestety nie mam tych ciekawszych zdjęć papas, a szkoda…




Na koniec. Coś co dotąd jest dla mnie niezwykłe. Mianowicie pan rozwożący na rowerze mleko w beczkach. Posiada trąbkę, która naśladuje krowie dźwięki..Gdy zjawią się kupujący, przelewa na miejscu mleko do foliowego worka.




Pij mleko, będziesz wielki.


Wyraź swoją opinię, zostawiając komentarz.
Jeśli podobał Ci się ten wpis, podziel się nim na Facebooku!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz