czwartek, 4 sierpnia 2016




Droga przez piekło…Machu Picchu w praktyce.







By tam wejść
wcale nie jest potrzebna niesamowita kondycja.  To mniej więcej jak wejście na Gubałówkę, tyle, że jest sporo schodów. Średnio można liczyć 50 minut od mostu do wejścia do ruin.


Na wejściu otrzymujemy bilet-mapę. Na której każde nasze wyjście poza teren ruin jest odnotowywane. Dozwolone jest to 3 razy, dla wskazanej na bilecie daty.


Trochę o położeniu i historii.


Ruiny znajdują się na wysokości pomiędzy 2100m.n.p.m a 2400m. Z trzech stron otoczone Andyjskimi szczytami, z czwartej rzeką Urubamba. Genialni Inkowie, ulokowali swą siedzibę w taki sposób, aby być bliżej energii słonecznej, im wyżej tym lepiej, z drugiej strony oddaleni od reszty cywilizacji. Jest to ok. 112 km. od Cuzco.
Zgodnie z obietnicą przenosimy się chwilowo w przeszłość.
















Podczas hiszpańskiej konkwisty, znaczna część bogatego imperium Inkaskiego uległa zagładzie. Choćby w takim Cuzco. Hiszpanie, spalili, zniszczyli prawie wszystko. Przetrwały do dziś fragmenty, części Inkaskich świątyń. Możemy je oglądać podczas spacerów po mieście.


Wszystko to za sprawą kunsztu i inteligencji Indian. To samo dotyczy ruin Machu Picchu. Źródła naukowe podają, że życie na szczycie trwało zaledwie 100 lat. Zakończyło się po 1535 r. Ruiny odkryte w 1911 r. były zachowane niemalże bez uszczerbków. A nawet dwa domy były zamieszkane, przez indiańskie rodziny.





Machu Picchu czyli stara góra z języka Keczua. To szczyt górujący nad ruinami. Dlaczego przetrwały? Właśnie ze względu na lokalizację, czyli doskonałe ukrycie wśród górskich szczytów. Ale nie tylko. Zawdzięczamy to ówczesnemu wodzowi Inkaskiemu,- Pachacútec. Który mając świadomość hiszpańskiego najazdu, nakazał zniszczenie dróg łączących Cuzco z Machu Picchu. Dzięki tej czynności, konkwistadorzy nie odnaleźli, co za tym idzie nie zniszczyli indiańskiej zabudowy. W sumie jednym z niewielu minusów tej sytuacji jest to, że nie ma żadnych zachowanych źródeł hiszpańskich dotyczących Machu.

Pozostaje zatem domniemywać, co tak naprawdę tam było. Nie wiadomo. Są hipotezy. Być może była to świątynia, uniwersytet, a może pałac zimowy władcy Inkaskiego. Brak jest zapisów z tego okresu, w związku z tym pozostaje nam żyć w niewiedzy..











Całość dzieli się na dwie części. Miejska, na którą składają się liczne zabudowania, świątynie, pałace. Jak łatwo się domyślić mieszkali tam kapłani, zamożna część społeczeństwa oraz władca.  Druga zaś część, określona jako wiejska, charakteryzuje się układem tarasowym z systemem nawadniającym, gdzie uprawiano ziemniaki, kukurydzę, warzywa. Co interesujące tarasy te zostały wykute w skale i przystosowane pod uprawę.


A teraz wracamy do teraźniejszości i trochę praktycznych kwestii.


Do zabrania obowiązkowo:

-kurtka przeciwdeszczowa
-repelenty
-latarka
-pojemna karta pamięci w aparacie/dobry aparat
-woda ,owoce

Ceny:

Przykładowo wstęp na same ruiny to koszt 62 $.  Szczegółowe informacje dotyczące cen, a także rezerwacja pod poniższym linkiem:





Przygotowanie- wskazówki praktyczne.


Moje wejście obejmowało jedynie ruiny. Jest możliwość zakupu biletu obejmującego wstęp na Machu Picchu mountain lub Huayna Picchu, z których to gór roztacza się przepiękna panorama na ruiny. Chcąc jednak wejść na którąś z nich, musimy zarezerwować bilety wcześniej, ponieważ występuje tu ograniczenie 200 biletów dziennie i o ile na same ruiny może wejść dziennie ponad 5 tysięcy osób, z wejściem na góry tak łatwo już nie jest.





Dodatkowa kwestia do przemyślenia, to pora podczas której udajemy się aby zobaczyć ruiny, jeśli jest to tzw. wysoki sezon, lepiej rezerwować bilety w wyprzedzeniem ( jeśli mamy konkretny dzień na wejście na Machu Picchu). Jeśli natomiast udajemy się na Machu w sezonie niskim, czyli od grudnia/stycznia do marca dostępność biletów jest większa, ale też należy się liczyć z gorszą pogodą. W tym czasie jest pora deszczowa, zatem dostęp do ruin jak i samo ich zwiedzanie może być znacznie utrudnione.









Jak wielokrotnie słyszałam, droga na ruiny wiedzie przez piekło. Komarze piekło. Nie były to informacje wyssane z palca. Widziałam niejedną osobę, która jeszcze kilka tygodni po wizycie tam, nosiła na skórze rany komarzych pogryzień. One nie reagują na repelenty. Mówiono nam. Potrafią ukąsić nawet przez spodnie i grube skarpety. Nie ma zabezpieczenia…


Zabrałyśmy repelenty w sprayu, w kulce. ( Na miejscu w pueblo bez kłopotu można zakupić). Używałyśmy dość często. Nie wiem, czy to z ich pomocą, w każdym razie komarów nie było. Nie było ukąszeń. A cała droga , cały dzień spędzony na szczycie, to była prawdziwa przyjemność.

Której i wam życzę, jak najszybciej!





Chcesz jechać, masz pytania, wątpliwości. Napisz, zapytaj. Z chęcią odpowiem na pytania. Patrz, zakładka ''o mnie''.



Wyraź swoją opinię, zostawiając komentarz.

Jeśli podobał Ci się ten wpis, podziel się nim na Facebooku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz