Gdzie potrzebne są liście koki, jak smakuje trzcina totora- wypływam na Jezioro Titicaca cz.1
Los Uros |
Jak smakuje trzcina
totora, z której konstruowane są wyspy, czy domy jej mieszkańców , mogłam się
przekonać podczas wizyty na jeziorze Titicaca. Dlaczego głównym wyposażeniem
mojej torebki były liście koki? O tym za moment. A jak to się zaczęło…
Zmierzając z północy
Peru w stronę stolicy dawnego imperium Inkaskiego Cuzco na południe,
obowiązkowym w zasadzie miejscem do zobaczenia jest Jezioro Titicaca. Odwiedziłyśmy
na nim trzy wyspy, w dzisiejszym wpisie przedstawię wyspę należącą do Islas Flotantes,
czyli jedną z pływających Los Uros.
Możliwości zobaczenia
wysp są dwie. Z biurem podróży, lub na własną rękę. Jeśli chcemy samodzielnie
popłynąć, w zasadzie ponosimy jedynie koszt przepłynięcia łodzią z Puno 10 soli
(ok.11zł), oraz wstęp na wyspę 5 soli (ok. 6 zł.) My wybrałyśmy zorganizowaną 2
dniową wycieczkę, w której koszt wliczony był przewodnik, nocleg na jednej z
wysp u lokalnej rodziny, dwa obiady, kolacja, wieczór z muzyką na żywo. Całość wyniosła nas 75
soli.
Przed wyjazdem pewna
część osób odradzała nam wyspy na jeziorze, szczególnie Uros, twierdząc, że są
zbyt skomercjalizowane. Inni doradzali, jeśli już jedziecie wybierzcie
pozostałe wyspy, np. Taquile, czy Amantani. Filtrując te rady, wpisałyśmy
jezioro na listę miejsc do odwiedzenia. Trzeba sobie przecież wyrobić własną
opinię o tym miejscu. Pojechałyśmy.
Mieszkanki Uros |
Miejsce, z którego
rozpoczyna się nasza przygoda z jeziorem,to Puno. Nieduże miasteczko, w którym
poza dobrym jedzeniem niewiele nas zaciekawiło.
Jezioro Titicaca
znajduje się na wysokości ok.3800 m n.p.m. Jest to dość duża wysokość. Dzięki
temu, że podróżowałyśmy autobusem i przemieszczanie się zajmowało trochę czasu,
mam wrażenie, że byłyśmy odrobinę lepiej zaaklimatyzowanie aniżeli gdybyśmy
przyleciały tam samolotem. Z racji otrzymanych od amigos wskazówek, że
najlepszym lekiem na problemy z wysokością są liście koki, będąc jeszcze w Arequipie, kupiłyśmy na targu
wspomniane liście . Na dobrą sprawę używałyśmy ich do żucia tak często jak było
to potrzebne. Także już po kilku godzinach, stałam się ekspertką w żuciu i
pluciu..! Konsumowanie liści nie wywołuje żadnych halucynacji. Gdy tylko
była możliwość parzyłyśmy z nich herbatę.
Ponieważ nigdy
wcześniej nie byłysmy na takiej wysokości, już
w drodze między Arequipą a Puno zaczęłyśmy odczuwać dolegliwości
związane ze wzrostem wzniesienia. Te dolegliwości to ból głowy, kłopot z
oddychaniem i problem z poruszaniem się .
Po przyjeździe do Puno,
aby przemierzyć odcinek od Plaza de Armas do naszego hotelu, ok. 10 min pieszo
pod górkę, pokonywałyśmy go około 50 min. Wynikało to właśnie z faktu osiągnięcia
wysokości prawie 4 tyś. metrów, co za tym idzie, co jakieś 100 metrów robiłyśmy
przystanki.
Po około pół godzinnym
rejsie, dotarliśmy na pierwszą z wysp. Wyspę pływającą. Wyspa dryfuje ponieważ
jest skonstruowana z trzciny. Żyje na niej pięć indiańskich rodzin. Głównym
punktem rozkładu ich dnia są przypływające łodzie z turystami. Organizuje się,
krótki pokaz podczas którego Indianie przedstawiają w jaki sposób budują
trzcinową wyspę ( na załączonym filmie można zobaczyć pokaz techniki budowy
wyspy). Mówią w języku ajmara. Obierają również trzcinę i jest okazja aby jej
spróbować. Trudno określić smak, nie jest ciekawy. Los Uros zajadają się nią na co dzień. Pokazują swoje trzcinowe chatki,
do których wnętrza można wejść. Jest też możliwość przepłynięcia się trzcinową
łodzią, za dodatkową opłatą. Po czym na końcu wystawiają swoje stosunkowo
drogie wyroby na sprzedaż.
Jak się dowiedzieliśmy,
jeśli na wyspie powstanie konflikt, którego nie może rozwiązać instancja typu
sąd, bo coś takiego zwyczajnie tam nie występuje. Indianie radzą sobie w ten
sposób, że przy pomocy piły, przepoławiają wyspę i rozdzielają się. Każda część
odpływa w swoją stronę.
W chatce gdzie jest
urządzona kuchnia znajduje się butla gazowa. W ramach dotacji Unii
Europejskiej, na wyspie jest zainstalowany panel słoneczny, dzięki czemu jest
tam energia. Mieszkańcy mają dostęp do światła, telewizji a nawet internetu. Indianie
idą z duchem czasu, tak jak ludzie na lądzie.
Z roku na rok jest
coraz mniej wysp. Obecnie tylko około 40.
Ich mieszkańcy utrzymują się z połowu ryb, uprawy ziemniaków, kukurydzy,
a także z turystyki. Przenoszą się oni z wysp na ląd.
W chwili wolnego czasu
usiadłam z handlującą narzutami, makatami indianką, aby porozmawiać.
Opowiedziała mi o swoim życiu na wyspie w separacji od rodziny. Oraz pokazała
siebie i siostrę a także dzieci na kolorowo wyszywanej makacie. Wyjaśniła, że
wszystkie te obrazki, któr na niej można zobaczyć są zwyczajnie inspirowane ich
życiowymi obowiązkami na wyspie. Każda osoba na niej wyszyta to poszczególni
mieszkańcy wyspy.
To co z pewnością przykuło
uwagę i to nie tylko moją, to ubrania mieszkańców wyspy. Grube jaskrawe spódnice i zdobniczo wyszywane chompa's (pulowery). Typowe kapelusze i
ozdoby długich kobiecych warkoczy. Wspaniałe kolory, tęcza barw. Pięknie
kontrastujące ze słomianożółtym kolorem trzciny i błękitem jeziora Titicaca.
Łódź z trzciny totora |
Na zakończenie ciekawostka
dla zakupoholików. Godzinę drogi od Puno znajduje się miejscowość Juliaca. Nie
myślę tu jej promować. Wręcz odwrotnie. Brzydszego miasta w Peru nie spotkałam.
To po co tam się udałyśmy to chęć dokonania zakupów, pamiątek do kraju. Tam
faktycznie, na targu, czy w domu handlowym spotkałyśmy wiele stoisk z
wełnianymi ubraniami zresztą bardzo pięknymi, w okazyjnych cenach. Standardowo
w ramach biletu do Europy możemy przewieźć dwa bagaże główne, każdy po 23 kg.
Udanych zakupów...!
Wyraź swoją
opinię, zostawiając komentarz.
Jeśli podobał Ci
się ten wpis, podziel się nim na Facebooku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz